Strona:PL Waleria Marrené-Walka 259.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

była w harmoni z bezładnemi słowami, znać było na niej rozstrój cierpienia i coś jeszcze, czego odgadnąć nie umiał.
— Nie pojmuję cię pani, odparł łagodnie, nie pojmuję czego żądać możesz i dla czego cię sąd mój obchodzi; wszakże bądź spokojna, ja nigdy nie potępiam bez powodu.
Oktawia wlepiła w niego gwałtowne oczy.
— Czy doprawdy pan nic nie pojmujesz? zawołała.
— Czekam objaśnień twoich pani, wyrzekł odpowiadając na słowo tylko, nie zaś na spojrzenie.
— A więc słuchaj pan, chociaż nie wiem, czy będziesz w stanie zrozumieć taką jak ja istotę. Wychowałam się wśród sztucznej atmosfery, sztucznych pojęć i sztucznych uczuć; w świecie co mnie otaczał od lat najmniejszych, wszystko było kłamstwem, wszystko zasadzadzało się na pozorach, karmiono mnie fałszywemi ideami, trzymano w kłamanem świetle, uczono pozorów, i cóż dziwnego, że stałam się złą, próżną, skrytą i fałszywą, i rozumiejąc co mnie otaczało, gardziłam wszystkiem?
Ta zatrzymała się chwilę, oczy jej płonęły, usta drżały wypowiadając te słowa.
— Pani! zawołał Lucyan, dla czego mi to mówisz?
Ale ona nie zważając na tę przerwę ciągnęła dalej:
— A jednak dumna i gardząca, byłam nieszczęśliwa pragnęłam kochać, spoglądając w około siebie, nie znajdowałam nic godnego kochania, serce moje płonęło zamknięte w piersiach i płonęło daremnie.
— Któż, przerwał znowu młody człowiek, jest tak zupełnie wydziedziczony na świecie, by nie miał kogo kochać?
Oktawia spojrzała na niego dzikim prawie wzrokiem.
— Ja taką byłam, odparła głucho.
Ale dla czego pani mi to mówisz? ponowił.