Strona:PL Waleria Marrené-Walka 230.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pożerany zazdrością był on straszny, jak człowiek doprowadzony do ostateczności, który nie przebiera w środkach. On się nie mógł niczego spodziewać, a jednak... przyszłość należy do tych, co o niczem nie wątpią.
Tak dramat cichy, rozgrywał się w tym domu niewidzialny dla żadnego ludzkiego oka, pokryty formami świata, koniecznością. Dwie namiętności paliły się w dwóch sercach z szaloną siłą, tem straszniejsze, że niczem zdradzić się nie mogły.
Siła wypadków zbliżyła tych dwoje ludzi, którzy inaczej powinni byli sobie zawsze obcymi pozostać; ona w chwili szaleństwa odkryła mu się, on umiał dać jej poznać, że może nim rozporządzać zupełnie, ale że wzajem i ona jemu, jest coś winna. Z tego wyrobił się stosunek dziwny; panna Salicka, tak dumna i niedostępna, umiejąca tak ściśle przestrzegać granicy dzielącej ją od reszty świata, była pełna względności dla Placyda Ziemby, odzywała się do niego przyjaźnie i nieraz sama zawiązywała rozmowę. Piękna panna uczyniła to nie z samej potrzeby, lubiła mówić z nim, bo z nim jednym mogła wspominać Lucyana, mogła dowiedzieć się jakiegoś szczegółu, zasięgnąć wiadomości; przecież w tych razach nie odkrywała zupełnie myśli swoich, może głos jej drżał wypowiadając imię ukochane ale szyderstwo było na jej ustach, żart w słowach.
Obejście się z nim Oktawii podnosiło niesłychanie w domu stanowisko Placyda, tem bardziej, że i sam Salicki okazywał mu coraz większe względy i zaufanie. Ziemba czynił niewidzialne, ale ciągłe postępy, coraz śmielej odzywał się w towarzystwie i mieszał do ogólnych rozmów, coraz bardziej występował ze swojego kącika i przechodził na stopę równości. Czynił to jednak tak pomału i oględnie, tak zawsze gotów był się cofnąć, gdyby postępowanie jego zdawało się zbyt śmiałe, że utwierdzał się coraz lepiej w raz zdobytych pozycyach.
Pomimo pompatycznie wygłoszonego oburzenia u pani