Strona:PL Waleria Marrené-Walka 194.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mama poszła do kościoła, jak zwykle o tej godzinie.
— A ty Kaziu możesz tak spokojnie w domu wytrzymać?
Kazia wstrząsnęła kasztanowatemi włosami zwykłym sobie ruchem.
— Ach! żebyś ty wiedziała, zawołała, jak mnie ta Warszawa nudzi!
— Jakto! spytała zdumiona kobieta, a zabawy? a teatra? a bale?
— Wszystko, wszystko, mówiła Kazia a szczególniej te nieznośne bale. Ach! co to za męka tańczyć i skakać, kiedyby się chciało uciec od świata!
Mówiła to z powagą, a na twarzy jej wyryty wyraz zmęczenia, harmonizował ze słowami, dźwięczącemi dziwnie w jej młodych ustach.
Jednak Marya spojrzała z niedowierzaniem na balową suknię rozłożoną na krześle. Dziewczyna poszła za kierunkiem jej wzroku i zawołała z żywością przypominającą dawne jej usposobienie:
— Tylko nie powtarzaj mamie co ja mówiłam. Mama tak chce, żebym się bawiła, tak pragnie widzieć mnie wesołą, tak się o to stara, — nie chcę jej robić przykrości.
Dobre serce Kazi odzywało się w tych słowach.
Marya była zdziwiona i spoglądała w oczy młodej dziewczyny, jakby chcąc w nich wybadać jej tajemnice.
— A hrabia Leon? spytała; czy jest w Warszawie?
Szkarłatny rumieniec oblał twarz Kazi na to pytanie i zeszedł z niej natychmiast; chciała mówić, ale wargi jej zadrgały i nie wypowiedziały żadnego słowa. Marya zatopiona we własnych kłopotach, nieświadoma była tego co powtarzał świat cały, że hrabia Leon porzuciwszy Kazię, zwrócił się do panny Oktawii.