Strona:PL Waleria Marrené-Walka 189.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nakładców warszawskich napróżno, nikt nawet nie chciał przejrzeć mojej pracy.
Mówiąc to Fulgenty spuścił głowę ze zniechęceniem widocznem.
Ale fakt smucący i oburzający go tak mocno, wydał się bardzo naturalnym panu Ksaweremu, który protekcyjnie pokiwał głową.
— Tak, tak, odparł: ci panowie są ostrożni, bardzo ostrożni. Żądają nadewszystko znanego nazwiska, i dziwić im się nie można.
Fulgenty gotów był zapytać, jakim cudem wyrobić się mogą znane nazwiska, skoro stanowczo i bez roztrząsania odrzuca się tych, co pierwszy raz występują w szranki; ale zbadanie tej ważnej tajemnicy powtarzającej się ciągle w naszych czasach, a przecież niezrozumiałej jak wiele innych rzeczy na niebie i ziemi, zostawił na później, bo pan Górowicz mówił dalej tonem protekcyjnym.
— To pierwsza pańska praca?
— Pierwsza, odrzekł prawie pokornie Fulgenty, jakby wstydził się sam tego faktu.
— I jakżeś pan chciał, ciągnął z litością nowo przybyły, by wydawca od razu ryzykował swój nakład?
— Ależ panie, wtrącił nieśmiało Jeżyński, on mógł przejrzeć moją pracę?
— Oni się na tem nie znają.
— To mógł dać ją do przejrzenia komuś zaufanemu.
Pan Górowicz pokręcił głową.
— Tu nie chodzi wcale, odparł nieuważnie, o prawdziwą wartość dzieła.
— A o cóż więc? przerwał Fulgenty.
Pan Górowicz uśmiechnął się z naiwności tego pytania, znamionującego w najwyższym stopniu nowicyusza, i raczył dobrotliwie oświecić.
— Nasza publiczność, wyrzekł z właściwą sobie powagą, wlepiając przed siebie wyłupiaste oczy: szuka najprzód