Strona:PL Waleria Marrené-Walka 180.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwyczajem swoim przed kominkiem otoczona dziećmi. Zaturkotało przed gankiem.
— To pewno pan Fulgenty przyjechał! zawołała prawie wesoło, tak przywykła do jego obecności, że brak tej brzydkiej sympatycznej postaci po drugiej stronie kominka sprawiał jej nieokreśloną przykrość.
— Pan Fulgenty przyjechał! powtórzyły radośnie dzieci.
— Przywiezie mi konika! wykrzyknął chłopak.
— A mnie lalkę! zawołała jedna z dziewczynek.
Druga nie wyrzekła nic, tylko stanęła przy drzwiach wysuwając naprzód swoją złotą główkę, gotując różową buzię do pocałunku. Była to ulubienica pana Fulgentego, Gabrysia, najspokojniejsza z rodzeństwa, siadała nieraz godzinami na jego kolanach, przesuwając drobne rączki po jego pobrużdżonej twarzy, jakby rozpędzić je i wygładzić chciała.
Drzwi otwarły się po chwili i wszedł oczekiwany, ale zamiast odpowiedzieć na wesoły okrzyk powitania, spojrzał posępnie na zgromadzoną rodzinę i załamał ręce z rozpaczą.
— Biedne dzieci! biedna moja pani! zawołał tylko.
Marya pobladła.
— Panie Jeżyński, szepnęła, cóż się stało?
— Zaciszna! sprzedana, wyrzekł Fulgenty.
— Boże mój! wykrzyknęła kobieta podnosząc się przerażona machinalnym ruchem; wzięła na ręce najmłodsze dziecko i przycisnęła je do piersi namiętnie, jakby chcąc je zarazem obronić tym uściskiem od niepewnego losu.
Nastąpiła chwila ciszy, dzieci skupiły się w gromadkę nie rozumiejąc co się stało, ale czując instynktownie, że grozi im jakieś nieszczęście.
— Mamo, wyrzekła wreszcie jedna z dziewczynek, i cóż to szkodzi, że Zaciszna sprzedana?
Nikt nie zważał na pytanie dziecka, ale Gabrysia snadź roztropniejsza od siostry, odparła poważnie: