Strona:PL Waleria Marrené-Walka 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziewczynę, której sława nie doszła do niego i tę wykwintną atmosferę, której dusza jego pragnęła jak rosy ożywczej. Wśród niej jak na właściwym sobie gruncie, młody człowiek poruszał się jak najswobodniej, wydawał jak najkorzystniej.
Gospodarz domu zapomniał na ten raz o wielkości swojej, a raczej wielkość gościa zdawała się ją gasić, był tylko nadskakujący i uprzejmy.
Pani Salicka jak zwykle usadowiona na kanapie, reprezentowała z właściwą sobie powagą i uśmiechem najważniejszy sprzęt w domu męża. Tylko jedna Oktawia spoglądała na nowo przybyłego nie tracąc nic ze swojej wyniosłości; rysy jej harmonizowały z dumnym wyrazem, wszakże była dość piękna, dość wysoko postawiona, by zadano sobie pracę ją zdobyć. Ona nie miała wcale tej zwykłej nędznej kokieteryi, czuła, że dość jej było spojrzeć, by zwyciężyć tego człowieka; a przecież wiedziała dobrze, że był on narzeczonym Kazi, młode dziewczyny najpierwsze wiedzą o takich rzeczach, ale miała ona w tym względzie naturę drapieżnych stworzeń, nie mogła znieść, by to co leżało w promieniu jej wzroku, mogło do kogo innego należeć. Nie wiedziała jeszcze czem był hrabia Leon, czy on mógł jej się podobać, ale czuła, że drugiej odebrać go musi; dla tego siedząc przy nim przy obiedzie, na pozór dumna i niedostępna, korzystała z pierwszej sposobności, by nadać rozmowie głębsze znaczenie. Znała Kazię od dzieciństwa, było więc rzeczą arcynaturalną, że zapytała o nią młodego człowieka.
— Panna Kazimiera wyjechała z matką do Warszawy wszak prawda? wyrzekła podnosząc na sąsiada spokojne oczy i paląc go aksamitnem wejrzeniem.
Hrabia Leon zmieszał się mimowoli; czy był to wpływ jej źrenic, czy pytania, trudno było odgadnąć. Zaręczyny jego z Kazią nie były dotąd rzeczą głośną ani jawną, mo-