Strona:PL Waleria Marrené-Walka 101.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pakowano, wydając pannie służącej jakieś rozkazy. Widząc nauczycielkę siostry, skinęła jej głową właściwym sobie protekcjonalnym ruchem. Jadwiga od dawna przywykła do dumnego obejścia pięknej panny, nie zwróciła na to uwagi, ale Lucyan, który ją prowadził, zatrzymał się i spojrzał na Oktawię, a w jego szafirowych źrenicach płonął wyraz hardej litości, z jaką ludzie jemu podobni przyjmują lekceważenie błyskotliwego tłumu, który sądzi, że nad nimi góruje. Oktawia odczuła ten wyraz, wargi jej zadrżały gniewem, spróbowała spiorunować tego zuchwalca, co śmiał nie uchylić przed nią głowy, spróbowała skrzyżować z nim spojrzenie, ale po chwili spuściła oczy, pokonana spokojną potęgą jego wzroku, a gorący rumieniec wstydu czy oburzenia oblał jej twarz gwałtownie. Po raz pierwszy w życiu spotkała się z oporem, wyrażonym w tak dobitnej, choć nieokreślonej formie; a Lucyan z tym surowym wyrazem oczu, z szlachetną pogodą na młodem czole, wydał jej się tak olśniewająco piękny, tak inny niż wszyscy ci, których znała, że postać jego wyryła się w jej pamięci z jakimś nieokreślonym bólem.
Lucyan przeszedł razem z Jadwigą, odprowadził ją do drzwi mieszkania, pożegnał ostatecznem ściśnięciem ręki i odszedł nie oglądając się więcej na dumną pannę, nie zważając, że oczy jej były w niego utkwione. Odtąd ilekroć ta chwila przypomniała się Oktawii, wywoływała na twarz rumieniec, budząc w myśli pamięć upokorzenia. W duchu jej pozostawiła ona niezatartą bliznę, której Jadwiga była żywem wspomnieniem.
Tymczasem w Zacisznej dni mijały ponure i jednostajne. Marya zwolna wracała do zdrowia, ale jej umysł przerażony nie był w stanie objąć w całej rozciągłości katastrofy niweczącej jej życie. Jednak po pierwszych chwilach rozpaczy zrozumiała niewyraźnie, iż razem ze spełnionem nieszczęściem, spadły na nią jakieś nowe obowiązki i postanowiła zapytać o to Fulgentego, bo jak zwykle w chwi-