Strona:PL Waleria Marrené-Walka 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nęciła mnie wszechwładnym czarem, pracowałbym dni i noce, byle tobie ulżyć ciężaru i czem prędzej zdobyć sobie chleb codzienny.
— W każdym razie, odezwała się Jadwiga, usiłując zdobyć się na uśmiech, to przepisywanie nie może nęcić pana czarem żadnym; zostaw je pan dla mnie.
Głębokie źrenice Lucyana zaiskrzyły się.
— Nie, nie, zawołał, kładąc rękę na papierach jak na swojej wyłącznej własności, pani i tak tyle robisz dla nas.
— Zostawmy na później tę sprzeczkę, panie Lucyanie mama woła na obiad, odparła dziewczyna.
Zasiedli do stołu, ale nawet tutaj pomiędzy nimi panował przymus jakiś, każde oglądało się na drugich i skromne potrawy schodziły niedotknięte przez dwie kobiety.
— Czemu to nie jesz mamo? spytał Lucyan spoglądając z niedowierzaniem na jej cierpiącą twarz, na której ślady przedchwilowych wzruszeń odbiły się wyraźnie.
Stara kobieta siedziała nieruchoma, zapatrzona w syna, w chwili właśnie kiedy sądziła, że może to swobodnie uczynić, i zdało jej się, że gorące rumieńce wybitniejszemi były, że purpurowe usta nosiły ślady gorączki.
Na głos jego zadrżała i odparła szybko, jak dziecko schwytane na złym uczynku.
— Nie mogąc się ciebie doczekać, jadłyśmy już trochę.
— Czy to prawda panno Jadwigo? zapytał patrząc jej w oczy.
Dziewczyna zarumieniła się tylko, a on mówił dalej podejrzewając jakąś zmowę tajemną.
— Dla czego panie płakałyście obie?
Twarz jego nabrała powagi i słodyczy razem, wsparł czoło na ręku i patrzał na nie z łagodnym wyrazem, a gdy przemówił, w głosie drgały mu tłumione uczucia.
— Czy znowu gospodarz upominał się o komorne, lub brakło pieniędzy na jaką niezbędną domową potrzebę?