Strona:PL Waleria Marrené-Walka 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Otoż to są opłakane skutki, zabrał głos pan Heliodor, zbytku, próżności i bezrządu.
Wyrzekłszy te uroczyste słowa, przecinające wszelkie dyskusje, jako wyrok zapadły nieodwołalnie, gospodarz domu powstał od stołu, a za jego przykładem goście, i powrócili wszyscy do poprzednich zajęć.
Pan Heliodor, nieznacznem skinieniem zawołał z sobą Ziembę w zagłębienie okna, zamienił z nim szybko słów kilka, i widać wiadomości interesowe przywiezione przez niego okazały się dobremi, bo pan Salicki ze swobodną miną i rozpogodzonem czołem przystąpił wkrótce do zielonego stolika, przy którym założono niewinnego sztosika. Była to ulubiona gra gospodarza domu, niebawem też zajął się nią wyłącznie, ale szczęście wyraźnie mu nie sprzyjało, w parę godzin przegrał kilkaset rubli, i rzucił grę zmęczony niepowodzeniem. Przegrana ta jednak nie robiła mu snadź wielkiej różnicy, a przynajmniej pan Heliodor umiał pokazać się na nią obojętnym, jak przystało na zamożnego człowieka, któremu taka bagatela nie mogła zepsuć honoru.
Był to jednak fakt powtarzający się dość często. Jakim sposobem ten człowiek tak ścisłych zasad, tak nieubłagany w sądach o drugich, potępiający tak surowo wszelkie wybryki, wszelkie zbytki, przestrzegający tak uczenie ekonomicznych warunków produkcyjnej pracy, zmarnowanych zasobów i czasu, poświęcał tyle godzin i pieniędzy na sztosa, był to jeden z tych faktów niezgody pomiędzy czynem a słowem, tak często spotykających się w życiu, że w końcu dziwić się im zaprzestano.
A jenak pan Heliodor czynił uwagi nad drugimi z taką powagą i namaszczeniem, że można go było posądzić, iż siebie samego stawiał po nad wszelkie prawa, nakreślone dla innych.
Pochodziło to może z nadzwyczajnej miłości własnej i ze zgubnej atmosfery pochlebstw i uwielbień, w której