Strona:PL Waleria Marrené-Walka 008.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

samego siebie tylko rachować powinien i wstępować w niebezpieczną grę życia, zbrojny od stóp do głowy, biada tym co nie widzą jasno celu swojego, co ani dźwignąć się, ani obronić nie potrafią, biada tym, którzy przywykli brać życie jako igraszkę! Jak ów sfinks starożytny, ono mści się okrutnie nad tymi, co nie rozwiązali zagadki bytu, łamiąc bez miłosierdzia tych, których siły nie sprostają zamiarom, gruchocząc bezsilnych i nieudolnych.
Człowiek idący ulicą z głową pochyloną na piersi był widocznie złamany, snadź jakiś grom nieszczęścia uderzył w niego niespodzianie; szedł wolnym krokiem niby pogrążony w śnie strasznym, doszedł chwiejąc się do Saskiego hotelu, wziął machinalnie klucz od szwajcara i poszedł do swego mieszkania na drugiem piętrze. Tutaj dopiero rzucając się na kanapę z niewypowiedzianem zmęczeniem, ukrył głowę w poduszkach, jakby chciał obronić się od jakiegoś strasznego widoku lub dźwięku, który wyraźnie tkwił w jego wyobraźni tylko. Czyniąc tak, przypominał on spłoszone ptaki, które w obawie niebezpieczeństwa kryją głowę pod skrzydła.
Wkrótce jednak reszta rozsądku czy instynktu, wykazała mu całą płonność tego środka, bo zerwał się z miejsca i stanął na środku pokoju z twarzą w pół obłąkaną; usta jego zsiniałe wymawiały jakieś wyrazy urywane, niezrozumiałe, w których może kryła się powieść jego życia; powieść ta musiała być powszednia bardzo, można to było odgadnąc z twarzy jego, zapewne od młodości życie uśmiechało mu się wszystkiemi powabami, zapewne pił lekkomyślnie z czary rozkoszy i użycia, dopóki ta nie rozprysnęła mu się w ręku, wówczas spotkał się oko w oko w widmem ruiny, może wyrzutów sumienia, może wziął na siebie lekkomyślnie ciężar cudzego życia, a dziś nie czuł się na siłach podźwignąć jarzma obowiązków i cofał się przed samą myślą o przyszłości.
Teraz stan tego człowieka był okropny, widocznie