Strona:PL Waleria Marrené-Smutna swadźba 40.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzina? Myślała o tem tylko, że go zobaczy, że może znów, jak dawniéj, schodzić się będą w kościele, u roboty, i w czasie tych wszystkich okoliczności, co-to jednoczą koniecznie mieszkańców jednejże wioski.
Powróciła do chaty rozmarzona. W chacie od jakiegoś czasu, wszyscy byli nieswoi. Stary Lenart stawał się coraz gniewliwszym i przykrzejszym; nikt mu nie umiał dogodzić. Może go w sumieniu co trapiło? może czuł, że nie dobrze postąpił?
Przysiewek Tomka kazał złożyć osobno na klepisku w stodole, i jałoszkę jego chował jakby własną; a kiedy sąsiad chciał ją kupić, oburknął się, że to nie jego. Czarne woły i cały dobytek nie wyglądały wcale tak dobrze, jak przy Tomku. Wicek biadał, że się z niczem na nowego parobka spuścić nie można, a Wickowa, że jéj tak, jak to bywało, Tomek wody nie przynosił, i wzdragał się drew narąbać.
Słowem, jeśli imię nieobecnego nie było na ustach, to tkwiło z pewnością w myśli całéj rodziny.
Tak, raz po obiedzie w niedzielę, siedzieli wszyscy na podwórku, patrząc na drogę, którą przechodzili ludzie, i wózek jaki przejezdny zadudnił czasem. Salka, jak zwykle, była zadumaną; myślała sobie, że to już blizko tydzień