Strona:PL Waleria Marrené-Smutna swadźba 38.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie płacz tak, nie płacz! — wyrzekł pośpiesznie — ja postanowiłem już, co zrobię: pójdę po Tomka i przyprowadzę go do wsi napowrót.
Łzy zatrzymały się na licach dziewczyny.
— Wy, Franku! — zawołała głosem pełnym zachwytu i nadziei, — wybyście to zrobili!
Jakiś nieokreślony uśmiech ukazał się na ustach biednego Franka.
Chciał może zapytać: czy podziękuje mu za to? czy będzie miała dla niego dobre słowo i uśmiech przyjazny?... przecież pytania te byłyby próżne.
Odpowiedziałaby mu tak z pewnością, a przecież czuł, iż słowo to byłoby mu nie wystarczyło, i nie mogłoby zmienić ich wzajemnego położenia. W szczęściu, jak i w smutku, był dla niéj niczem zupełnie.
Więc wyrzekł tylko:
— Bądź spokojna, zrobię to.
— Wy wiecie, gdzie on jest? — zawołała dziewczyna, z bijącem sercem.
— Czy wiem, czy nie wiem, dość, że go tu sprowadzę.
Ale ona nie mogła na tem poprzestać; zbyt dawno nie słyszała jego imienia, nie mówiła o nim z nikim na świecie.
— Franku, mój złoty Franku! — szepnęła, nie bacząc wcale, czy raniła go słowami swemi — powiedzcie mi, co wiecie.