Strona:PL Waleria Marrené-Smutna swadźba 28.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieci wiejskie dzikim owocem. Aż wjechali w las; drzewa zwarły się za niemi: i Tomek, i czarne woły, i grusze, zniknęły jéj z oczu.
Wieczorem Lenart sam powrócił z odpustu; Salka została się u ciotki, która jéj puścić nie chciała.
Tomek stał właśnie na podwórku, kiedy z daleka usłyszał turkot wozu. Wybiegł uradowany na drogę, i spostrzegł, że gospodarz jechał bez córki. Wyszedł téż Wicek z żoną, a tłusta Jagośka czołgała się za niemi po kukiełkę, którą jéj Salka obiecała.
— A cóż się stało z Salką, — zapytała kobieta.
Tomek byłby uściskał ją za to pytanie, którego sam uczynić nie śmiał.
Lenart spojrzał pochmurno po obecnych.
— Co się miało stać? — odparł — ciotka ją zatrzymali, mieli pilną robotę.
— Abo tu roboty brakuje? — wtrąciła Wickowa, — ja sobie sama rady nie dam.
— Ej nie gadałabyś, kiéj nie rozumiesz, — wtrącił Wicek, — bo widzisz dobrze, że ojciec musiał mieć przyczynę w tem, co robił.
— A on — wyrzekł stary, — niech lepiéj ludziom z oczu zejdzie, to mniéj będzie gadania. A ty, Wicek — dodał, obracając się do syna, —