Strona:PL Waleria Marrené-Smutna swadźba 27.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziny, oni byli tacy uszczęśliwieni? Przecież na teraz nie powiedział nic więcéj. W milczeniu jadł obiad, przyrządzony przez synowę, i rozważał, co ma uczynić? a popołudniu, kiedy wszyscy szli na robotę, Tomek pędził woły i Salka wybierała się napowrót do lnu, zatrzymał ją i wymyślił w domu jakąś pilniejszą robotę.
Całą odwieczerz stary Lenart rozmyślał coś i układał. Co ułożył, nie wiadomo, bo się nikogo nie radził i nikomu nie zwierzał. To pewna, że wieczorem oświadczył głośno, iż pojedzie z Salką na odpust, do sąsiedniéj parafii. Nazajutrz rano kazał jej się pięknie ubrać, sam zaprzągł do woza, i ruszyli oboje tą samą drogą przez rozdół pod lasem, którą wczoraj szła Salka. Minęli kosiarzy na łące i orzącego Tomka.
Salce zrobiło się czegoś smutno bardzo, chociaż jechała na odpust, miała zobaczyć ciotkę rodzoną i krewnych, mieszkających aż w trzeciéj wsi. Nie mogła wytrzymać, żeby się nie obejrzéć za Tomkiem. I zobaczyła go, jak stał na górze on, także w nią wpatrzony.
Woły, nie czując poganiającéj ręki, przestały odwalać pługiem ciężką rolę, i odpoczywały chwytając powietrze szerokiemi nozdrzami.
Przez chwilę widziała ten obraz, ozłocony porannem słońcem, ujęty w ramy kilku grusz starych, co stały na polu, obdarzając co rok obficie