Strona:PL Waleria Marrené-Smutna swadźba 25.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zamiast odpowiedzi, patrzała na niego z promiennym uśmiechem kochającéj kobiety. Alboż nie wiedział, że ona niczyich swatów przyjąć nie mogła; że dla niéj istniał on tylko jeden na świecie!
Wszystko to niebieskie oczy Salki powiedziały tak wyraźnie, że Tomek zrozumiéć musiał ich mowę. Zrobiło mu się naprzemian zimno i gorąco i odetchnął z głębi piersi, jakby spadł mu z niéj ciężar olbrzymi.
— Salko! Salko! — wykrzyknął tylko.
Był to bardzo prosty wykrzyknik, nie wypowiadający nic wcale; ona jednak pojęła go równie dokładnie, jak on jéj spojrzenie. Oboje porozumieli się w téj chwili, i weszli do chaty rozpromienieni, jakby do nich należał świat cały. Tomek nie mógł wytrzymać, śmiał się sam do siebie, spoglądał na obecnych rodośnym wzrokiem, porwał na ręce tłustą Jagośkę, najmłodszą dziewczynę Wickowej, i huśtał ją do góry, nie zważając, że cała była umazana kluskami, które siedząc na ziemi wyjadała z rynki.
Salce zaś jeśli nie śmiały się usta, to oczy były takie jakieś jasne i zwilżone, że biła z nich prawdziwa łuna szczęścia.
Oboje jednak trafili na wcale przeciwne usposobienie całéj rodziny. Wickowa kwaśno krzątała się u komina, bo Wicek, co był na kośbie, sły-