Strona:PL Waleria Marrené-Pensjonarki 072.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęściem, ale że przywykła była zawsze na swojem postawić.
— Moja Maniu — wyrzekła wreszcie Zosia — ty chyba nie wiesz, co to jest nieszczęście, ale ja, która pamiętam śmierć ojca, nie mogę tak nazywać tęsknoty za domem. Nie pojmujesz, co to jest tęsknić za tymi, których się nigdy w życiu nie zobaczy.
Gdy to mówiła, oczy Zosi zaszły łzami, ale otarła je szybko.
Mania rzuciła się jej znowu na szyję i zaczęła ją ściskać.
— Ja straciłam także matkę — wyrzekła — ale byłam tak mała, że wcale jej nawet nie pamiętam.
— O! ja ojca pamiętam doskonale. Był młody, wesoły, żywy i taki dobry. Gdy wracał do domu z biura po całodziennem zajęciu, wypytywał mnie i brata, czegośmy się uczyli, biegał z nami, wymyślał nam różne zabawy. To też było nam strasznie smutno, kiedy zachorował. Wszyscy w całym domu chodzili na palcach, mówili szeptem.
Mamę zaledwie widywaliśmy na chwilę, ciągle była w pokoju ojca, a nas tam nie puszczano. Przychodzili jacyś nieznani panowie, mówiono nam, że to są doktorzy, naradzali się, zapisywali, kazali przynosić z apteki lekarstwa, lód. Brat i ja nie rozumieliśmy wcale, co to choroba, niebezpieczeństwo,