Strona:PL Waleria Marrené-Pensjonarki 062.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To poprosisz panny Heleny, a ona z tobą pójdzie po lekcyach, albo kupić każe.
— Ale ja tak nie chcę.
— Widzisz, Maniu — tłómaczyła jej poczciwa Zosia — tutaj „nie chcę” nie zda się na nic. To dobre w domu.
Zosia, widząc zasępioną minę Mani, starała się ją rozerwać: pokazywała gmachy, koło których przechodziły, objaśniała nazwy ulic, bo ona dobrze znała Kraków, a Mania była tu po raz pierwszy.
Przy obiedzie zaczęły się większe jeszcze grymasy. W domu babcia i ciocie zawsze pytały się Mani, czego chce i co jej będzie smakowało, aż doszło do tego, że dziewczynka nie jadła połowy potraw, podawanych zwykle; gotowano dla niej osobno, i jeszcze nieraz odsuwała niechętnie to, co sama sobie zadysponowała.
Panna Licka dbała o to, ażeby stół pensjonarek był smaczny i dostatni. Na zupę był rosół z makaronem. W domu Mania zaraz byłaby wołała: „Fe! fe! ja tego nie cierpię!” Tu nie śmiała tego uczynić, tylko z największem oburzeniem położyła łyżkę i odsunęła talerz, jakby to był jej osobisty nieprzyjaciel.
— Czemu nie jesz? — spytała panna Helena, która przy tym samym stole siedziała.
Mania miała wielką ochotę powiedzieć: „ja tego nie cierpię”, ale zaczerwieniła się i sze-