Strona:PL Waleria Marrené-Pensjonarki 023.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będzie, kiedy mama powróci z podróży, zapewniała, że wówczas tata będzie zdrów zupełnie, opisywała, jakie będzie szczęście nas wszystkich. — Wśród tej rozmowy dzwonek dał się słyszeć; otworzono drzwi szklane, ujrzeliśmy wagony, stojące rzędem i ludzi, którzy się do nich cisnęli. — Była to chwila stanowcza. Mama odjechać miała. Nie wiem, czy byłabym wytrzymała do końca w mojem postanowieniu, gdyby panna Bronisława nie wzięła mnie nagle za rękę i nie wyrzekła po cichu.
— Widzisz, jaka mama szczęśliwa z twojego rozsądku.
— Przyznaję, że rozsądek mój w tej chwili chwiał się, chwiał nawet tak bardzo, że o mały włos nie powtórzyła się ranna scena. Ale spojrzałam na mamę, na pannę Bronisławę, chciałam zapewnić mamie spokojność, o ile to było w mojej mocy, chciałam też dowieść pannie Bronisławie, że na mnie polegać może. Mama uściskała mnie gorąco, gwałtownie i prędko wsiadła do wagonu. Ale ja nie krzyczałam i nie czepiałam się jej sukni, stałam obok panny Bronisławy i, choć łzy nabiegały mi do oczów, nie dawałam im spłynąć; ściskałam też mocno rękę mojej towarzyszki, jakbym tym sposobem powstrzymywała się od krzyku. — Stałyśmy tak dopóki pociąg nie ruszył. Aż dopiero gdy wreszcie para zagwi-