Strona:PL Waleria Marrené-Pensjonarki 021.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzałam w koło siebie na obcy pokój, na sprzęty nieznane; teraz, miałam pozostać daleko od niej, od domu, od ojca, których chociaż chory, w swobodniejszych chwilach uśmiechał się do mnie. W tych myślach czas leciał mi szybko, pół godziny upłynęło, gdy panna Bronisława powróciła do salonu w kapeluszu i okrywce.
— Chodź, Ksawerko, wyrzekła, dotrzymuję ci obietnicy, pamiętaj i ty dotrzymać mi swojej.
Pojechałyśmy na kolej. W sali, przeznaczonej na czekanie, było już dużo ludzi zgromadzonych. Pomiędzy nimi na bocznej kanapie siedziała moja mama. Miała głowę spuszczoną, była blada i zdawała się bardzo smutna. Poznałam ją natychmiast i, wyrywając rękę pannie Bronisławie, pobiegłam do niej jak strzała i zaczęłam całować jej kolana.
Mama podniosła głowę, i wówczas spostrzegłam, że miała na twarzy ślady łez, ale zobaczywszy mnie zdziwiła i ucieszyła się bardzo.
— Ksawerko! zawołała, skądże się tu wzięłaś?
I ściskać mnie zaczęła.
Panna Bronisława przystąpiła wówczas, a była to, jak słyszałam, wielka mamy przyjaciołka.