Strona:PL Waleria Marrené-Pensjonarki 015.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Patrzałam na nią w milczeniu, widać bardzo wymownemi oczami, bo mówiła dalej:
— Gdybym mogła twemu słowu zawierzyć?
Uczułam, że pod tem pytaniem, kryła się jakaś nadzieja dla mnie.
— Oh! zawołałam z zapałem, teraz sama czepiając się jej rąk, wierz mi pani, wierz.
Panna Bronisława uśmiechnęła się, a mnie przyszło do głowy, że ona tylko tak mówiła, żeby mnie uspokoić; bo przecież mama przez ten cały czas musiała już zejść z pierwszego piętra i być na ulicy. Spojrzałam za nią z pod oka z niedowierzaniem, ale panna Bronisława miała taki wyraz twarzy, że trzeba jej było wierzyć koniecznie.
Nie była ładną — przeciwnie, miała twarz ospowatą, nos duży, szerokie usta; ale na tych ustach był wyraz stanowczy i łagodny razem, a już siwe oczy to patrzały tak jakoś mądrze, jakby czytały w głębi myśli, i tak przyjaźnie, iż z pewnością jeśli tam nawet dostrzegła co złego, to zamiast się gniewać starała się nauczyć i oświecić.
Później dopiero, poznałam lepiej pannę Bronisławę, przekonałem[1] się, że tak było rzeczywiście; w owej chwili poczułam tylko do niej wielką ufność, a ona zaprowadziła mnie do kanapki, posadziła obok siebie i spytała.
— A czy ty rozumiesz, Ksawerko, co to jest obietnica?

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – przekonałam.