Strona:PL Waleria Marrené-Pensjonarki 014.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ty, widzę, mówiła, nie wiesz, co to znaczy kochać.
— Niech pani mnie puści, wołałam, bo tymczasem mama odejdzie.
— Ja właśnie dla tego cię trzymam, żebyś swoją rozpaczą mamy próżno nie martwiła, bo pomimo twojej rozpaczy mama cię tutaj zostawić musi, wiesz o tem dobrze, wiesz także, że śpieszyć się musi, bo ojca chorego zostawiła w domu.
Panna Bronisława miała słuszność, wiedziałam, że mój tata był chory, i że doktorzy wysłali go w długą podróż do ciepłych krajów, i że dla tego właśnie mama odwiozła mnie na pensję, żebym w drodze nie traciła czasu, nie była dla rodziców kłopotem. Dotąd zajęta tylko swojem zmartwieniem, nie chciałam myśleć o tem wszystkiem; teraz jednak, gdy usłyszałam rozumne słowa nauczycielki, zaczerwieniłam się i płakałam. Ale teraz płakałam cicho ze wstydu i żalu. I choć nie wołałam już jak małe dziecko: ja chcę mamy, — w sercu mojem tkwiła głęboka, bardzo głęboka chęć ujrzenia jej jeszcze, choćby dla tego, by powiedzieć jej, że żałuję zmartwienia, jakie jej sprawiłam.
Zapewne panna Bronisława wyczytała, co się we mnie działo, bo wyrzekła:
— Gdybym wiedziała, że możesz być rozsądną, Ksawerko!...