Strona:PL Waleria Marrené-O rolę 27.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   23   —

Ale na to przyskoczył Kozik: nienawiść dawna, zawziętość za doznaną krzywdę, gniew wzniecony obrazą syna miotały nim i wyryły się na jego twarzy.
— Zbóju jeden! złodzieju! — krzyknął ochrypłym głosem.
Nie mógł więcéj powiedzieć, oczy mu się iskrzyły, policzki przybrały barwę czerwoną.
Sochala przeciwnie pobladł, usta mu posiniały. Był to u niego znak najwyższéj wściekłości. W takich chwilach wszyscy uciekali mu z drogi, bo wiedziano, że był tak zapamiętały, iż gotów był zabić tych, co mu się sprzeciwiali. Trzymał właśnie w ręku siekierę i zamierzył się nią na przeciwnika.
Byłby go niezawodnie zamordował, szczęściem ktoś przytomny pochwycił go z tyłu za ramię: siekiera osunęła mu się z dłoni i spadła ostrzem na głowę Małgośki.
Teraz dopiero zrobiło się zamięszanie, trudne do pojęcia. Dziewczyna padła na ziemię z rozciętem czołem, z którego krew płynęła. Jasiek przypadł do niéj i unosił z ziemi jej głowę. Kobiety wrzeszczały, rzucając wśród okrzyków: O dziwo, o rety! zabił ją!.. Mężczyźni trzymali szamoczącego się Marcina, Sochalina biegła z krzykiem do córki, a Olka wtórowała jéj w niebogłosy.
Krzyk ten, czy widok krwi opamiętał Sochalę; trzymano go, ale on i bez tego stał nieruchomy, zdrętwiały, patrząc błędnemi oczami na córkę z twarzą zbielałą: ta z zamkniętemi