Strona:PL Waleria Marrené-O rolę 24.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   20   —

sen, z nim razem chodziła po zagonach i bujała po błoniach.
Matka tymczasem ugotowała barszczu, zaprawiła go niezbieranem mlekiem, nasypała na misę swieżych kartofli i wołała, żeby jadł, póki mu nie ostygnie. Jaśkowi żałośnie było odwrócić się od tego widoku z progu chaty, ale kiedy spojrzał na matkę i ojca, zrobiło mu się jeszcze żałośniéj. Przysiadł się jednak do misy i pożywał dary Boże w milczeniu, z rodzajem nabożeństwa, jak to czynią ludzie, którzy nie zawsze jedzą do syta, nic nie mówiąc. Wiedział przytem, że ma drogę przed sobą. Stary Kozik, choć zafrasowany ciężko, jadł także, tylko matka patrzyła na syna i łzy ją dławiły. Ocierała je w milczeniu fartuchem i kładła w kobiałkę podróżną: chleb, ser, masło, kawałek wieprzowiny i wszystko, co w domu najlepszego miała, a nawet uzbierane kilkanaście złotych wsunęła mu w osobny węzełek.
Dopiero, kiedy czas było iść w drogę i sam sołtys przyszedł po Janka, Kozikowa wybuchnęła płaczem wielkim i trzeba ją było niemal gwałtem od syna oderwać.
Kozik nie płakał wprawdzie, lecz kiedy syn schylił mu się do kolan, prosząc o błogosławieństwo, ręce mu drżały, jakby w febrze, zaczął coś mówić, ale słowa plątały mu się na ustach; szeptał może modlitwę, może przekleństwo, bo tam coś było o Sochali. Zrozumieć go było trudno. Potem oparł się o ścianę domostwa, jakby mu sił zabrakło, i patrzał szeroko rozwartemi