Strona:PL Waleria Marrené-O rolę 13.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   9   —

— Ostań z Bogiem, Małgoś! — wyrzekł parobczak. Może moje oczy widzą cię po raz ostatni.
— Nie, nie, jutro tędy wam droga, a potém może wrócisz.
Wstrząsnął głową, nie miał téj nadziei.
— Powiadają, że latoś będzie wojna, to i dobrych losów jakby nie było. Małgoś, ja wiem, że nie wrócę.
— Małgoś! Małgoś! — odezwało się od chaty wołanie.
— Idź już, idź — szepnął — bo cię skrzyczą, ja tu postoję jeszcze.
Chciał może podkraść się pod okienko i choć popatrzéć na nią zdaleka.
Odeszła powoli, jakby nie mogła się od niego oderwać. Mrok wieczorny zasłaniał jéj twarz, widać było tylko wysoką postać, odzianą fartuchem. Przy węgle chaty zatrzymała się, zwróciła do niego, nie zważając na powtarzające się gniewne wołanie.
— Czekać cię będę — zawołała przez łzy — jutro raniusieńko, a potem, potem, dopóki nie powrócisz...
Teraz już pędem pobiegła do chaty, — a tam mleko wykipiało i cała izba pełną była dymu i waru spalenizny, a Olka nad tém nieszczęściem płakała głośno, w dodatku wyszturchana od matki.
— Skaranie boskie z tą dziewuchą — zawołała Sochalina, widząc ją wbiegającą — chodzi kieby kołowata! A czy ci nie przykazałam, pilnuj mleka? Czy to nie wiesz, że go z oka spuścić nie można?