Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 301.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dokładnie, nie domyślając się nawet logicznych konieczności jego. I cóż dziwnego, żeś zaszedł na bezdroże?
Mógł mówić długo; ja nie rozumiałem go dokładnie. Czułem wprawdzie że musiał miéć słuszność za sobą; rękojmią tego była sama już jasna, pogodna indywidualność jego, a jednak to wszystko było dla mnie tak nowém, że z rodzajem przerażenia spoglądałem w nieznane krainy ducha, jakie niespodzianie roztoczyły się przedemną.
— I cóż ja zawiniłem? zawołałem, szukając obrony przeciw przekonaniu winy, które powoli rodziło się w myśli mojéj. Czyż nie czyniłem tego co i wszyscy czynią? W czémże tak bardzo różniłem się od reszty świata?
— Więc zaszedłeś już tak daleko, wyrzekł prawie surowo Stanisław, że tym ogólnikiem usprawiedliwić się chcesz przed własném sumieniem? A czy wiész co dzieje się w sercach innych ludzi? czyś zaglądał wewnątrz ich myśli i widział ile tam rozpaczy i zwątpień kryje się pod pustym śmiéchem? ile niewczesnych namiętności wre w spokojnych na pozór piersiach? ile cnót pochodzi z wyczerpania? Czyniłeś tak, jak czynią wszyscy; tém jedném słowem wydałeś wyrok na siebie. Kto chce dojść pełni człowieczeństwa swego, musi miéć odwagę i siłę iść swoim własnym torem; wówczas nie