Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 289.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bycie jego zgalwanizowało mnie jak trupa; czułem instynktową trwogę, by on, tak przenikliwy i rzutki, nie odgadł wszystkiego, a trwoga ta sił mi dodała. Postanowiłem zatrzéć ślad ostatniéj rozmowy z panią Nasielską i grać daléj komedyą życia, chociażby skonać mi przyszło.
Pani Nasielska była przy Gustawie; Stanisław zostawił ją tam i przyszedł, bo koniecznie chciał zobaczyć się ze mną. Widać stan mój zaniepokoił go bardzo, widać nawet lękał się jakiegoś energicznego kroku, na który natura moja miękka i zgnębiona zdobyć się nie mogła. Może téż w myśli jego powstał domysł prawdy i, jak lekarz choroby, on postanowił dojść przyczyny moralnego upadku, w jakim mnie znajdował. Jam nie stawiał wcale oporu, tylko wyprężałem się pod nadmiarem bólu. Cóż mi znaczyła zresztą jedna męczarnia więcéj? Minął czas w którym rachowałem się z cierpieniem.
Gustaw miał się lepiéj znacznie, doktór zaręczał za jego życie; wchodził widocznie w ostatnią fazę choroby, w rekonwalescencyą. Widziadła śmierci pierzchły od jego łoża i młody człowiek budził się z sennych majaczeń, osłabiony tylko, ale trzeźwy i przytomny, budził się do życia, wśród powodzi szczęścia, o którém dotąd nawet marzyć nie śmiał, budził się pod rozkochaném okiem, a przy-