Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 287.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dobadywał się u martwych przedmiotów przyczyny stanu w jakim mnie znajdował; ale przedmioty te, systematycznie uporządkowane, nie mogły zdradzić tajemnicy mojéj; znać było po nich, że prawdziwe życie moje skupiało się gdzieindziéj.
Chwilę trwało pomiędzy nami milczenie; zaledwie miałem siłę wskazać miejsce gościowi swemu.
— Antosiu! zawołał w końcu, tknięty niemą rozpaczą moją, drogi Antosiu! powiédz mi wszystko. Ja widzę że z tobą dzieje się źle bardzo.
I położył obie ręce na moich ramionach, silne ręce, zdolne z upadku podźwignąć człowieka, a chwiejącemu się przywrócić równowagę. Oczy jego pytające, przenikliwe, patrzyły na mnie tak serdecznie, że przyjąłem z wdzięcznością bratni uścisk jego. Nie przywykłem do współczucia i wylania; ten uścisk skruszył mi serce.
— Źle się dzieje ze mną, źle bardzo; ale przez litość! nie pytaj mnie o więcéj.
— I ja nie mogę nic dla ciebie uczynić?
— Nie; zaradzić nieszczęściu memu nie jest w ludzkiéj mocy.
— To być nie może, wybuchnął gwałtownie. Pamiętaj że człowiek każdy ma w sobie potęgę, nieznaną dlatego tylko, że jéj używać nie umié.
Wstrząsnąłem głową.
— Zostaw mnie losowi memu, wyrzekłem głucho.