Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 286.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— On znać mnie musi, tak jak i ja jego. Irena z pewnością mówiła mu o mnie.
Irena.... On śmiał ją nazywać po imieniu, gdy ja ze czcią tylko i drżeniem wymawiałem jéj nazwisko. Spojrzałem na niego ze zgrozą prawie, ale on nie zdawał się uważać na to; zresztą obejście się moje i słowa były tak bezładne, zdradzały tak bardzo wewnętrzny rozstrój i rozłamanie, że jedna więcéj niesprawiedliwość dziwić go nie mogła.
— A gdzież pracujesz teraz? spytał znowu; bo jak zwykle ludzi czynnych i serdecznych, interesował go i ten szczegół mego życia.
Niestety, od bardzo dawna nie pracowałem wcale; jedyną robotą moją było jéj popiersie, utworzone z pamięci w chwili szału, a wykończane codzień prawie z zachwytem i miłością.
— Teraz nie robię nic, odparłem z mimowolnym wstydem, nie mam na to miejsca ni czasu.
— Rozumiem, przerwał mi Stanisław, troszczyłeś się o niego.
W téj chwili dochodziliśmy do mego mieszkania. Przykro mi było wprowadzić Stanisława w ten dom rozprzężony i ukazywać mu jego wnętrze. Szczęściem o téj niezwykłéj godzinie nikt mnie nie oczekiwał; służąca otworzyła drzwi i mogliśmy swobodnie dostać się do mego pokoju. Stanisław rozejrzał się w nim jednym bystrym rzutem oka, jak gdyby