Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 285.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

omówień żadnych i znając zapewne z jéj listów młodego nauczyciela.
W innéj chwili to pytanie zdziwiłoby mnie może, ale teraz byłem w odrętwieniu na wszystko.
— Leży w pracowni mojéj, odparłem głucho.
Stanisław w milczeniu ścisnął mi rękę, jak gdybym, opiekując się rannym, uczynił cóś dla niego osobiście, za co należała mi się wdzięczność.
— Pilno mi go poznać, powiedział tylko.
— A więc, odrzekłem z goryczą, której stłumić nie mogłem, idź do pani Nasielskiéj, ona zaprowadzi cię do niego.
Ale towarzysz mój nie spostrzegł może goryczy tych wyrazów; dla niego było to rzeczą bardzo naturalną, że młoda kobiéta pielęgnowała ukochanego i że on, jéj serdeczny przyjaciel, będzie zarazem i jego przyjacielem. Ten człowiek miał niesłychaną moralną odwagę brać słowa w ich pierwotném znaczeniu; dla niego, jak w ogóle dla wielkich serc i jasnych umysłów, miłość, przyjaźń, te najbardziéj sprofanowane wyrazy ludzkiéj mowy, odpowiadały prawdziwym potrzebom ducha, a tém samem istniały. Nie pytał o to czém zazwyczaj bywają, nie wątpił o nich, nie przeczył im, bo sam był w stanie czuć i kochać. Dlatego téż odparł spokojnie: