Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 280.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pani Nasielska spoglądała na mnie z trwogą, oczy jéj z pytających stawały się surowe, aż nagle cofnęła się, wyrywając ręce z uścisków moich gwałtownie, i stanęła o kroków, kilka dumna i smutna.
Teraz ona zrozumiała wszystko, poznałem to i z głuchym jękiem zakryłem sobie oczy. Nie mogłem znieść tego wzroku płonącego słuszném oburzeniem zawiedzionéj ufności, który ciążył nademną.
— Pani, zawołałem przerażony, ja nie mogłem cię obrazić, ja nic nie powiedziałem.
Przez chwilę jeszcze patrzyła na mnie pełna litosnego zdziwienia.
— Tak, odparła zwolna, pan nic nie powiedziałeś, pan nie możesz nic powiedziéć, czegom usłyszéć nie powinna. Pan zmordowałeś się przy chorym, dodała po chwili, jesteś znużony, zgorączkowany, potrzebujesz wypoczynku.
Czyż ona naprawdę mogła kłaść to wszystko na karb gorączkowego stanu w jaki wprawiło mnie długie czuwanie i niepokój? Chwyciłem się jednak jak tonący téj deski ratunku, bo wzrok jéj przedchwilny przejął mnie taką trwogą, żebym był chętnie życiem okupił słowa niebaczne. Rzeczywiście, potrzebowałem spoczynku. Więc jak harde dziecko, pokonane jednym wyrazem ukochanego mi-