Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 250.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I któż pan jesteś, zapytała znowu, z widoczną chęcią zaczepki, pan, co tak rozporządzasz moim synem?
Wymieniłem nazwisko swoje, które nic jéj nie objaśniało, dodając że jestem przyjacielem Gustawam, i zabiérałem się do wyjścia. Nie śmiałem zostawić jéj adresu pracowni, lękając się by niewczesną obecnością nie pogorszyła jego stanu, lub nie podchwytała gorączkowych majaczeń. Ale kobiéta ta miała zbyt wiele rzeczy na sercu, których dotąd wypowiedziéć nie mogła, by wypuściła mnie tak łatwo.
— Ja zawsze mówiłam, zawołała płaczliwie, że te przeklęte lekcye u téj pięknéj pani na nic dobrego nie wyjdą.
— U jakiéj pięknéj pani? pochwyciłem przerażony, nie wiedząc jak dalece zawiadomioną była w tym względzie.
Stara kobiéta zmierzyła mnie podejrzliwym wzrokiem. Ja także stałem się bardzo ostrożnym, lękając się wyświécić jakiémbądź słowem stosunki Gustawa.
— Jakto, pan nie wiész tego? pytała stara, pan, przyjaciel mego syna? Ja co innego, ja jestem jego matką tylko, więc nie mam prawa do żadnych zwierzeń. Zbywał mnie niby obojętnie, półsłówkami, bo wiedział że mam wzrok bystry; ale nie potrafił