Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 248.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O ja nieszczęśliwa! zawołała z przestrachem.
Opowiedziałem jéj pobieżnie co zaszło. Słuchała przerażona, przerywając mi tylko wykrzyknikami bez ładu. Jednak po piérwszéj chwili natura wzięła górę nad wszystkiém; z ust jéj wyrwały się egoistyczne słowa:
— Niedobry syn, zapomniał o staréj matce! I cóż ja teraz pocznę?
Te wyrazy nie zawiérały dla mnie nic nowego; trzeba było z nich wiele odtrącić na karb niedostatku i troski o to jutro, zdobywane codziennie pracą jego, a jednak przejęły mnie oburzeniem. Matka Gustawa nie powinna była ich wymówić, ni pomyśléć nawet, zagrożona stratą takiego syna; dlatego wyrzekłem surowo:
— Syn pani postawiony był w położeniu, w którém, jako człowiek honoru, cofnąć się nie mógł. Są to konieczności życia.
— Co mi tam honor, zawołała rozzłoszczona.
— Kobiéty często, odparłem, nie umieją tego zrozumiéć; ale pani, jako matka, powinnabyś ocenić syna sprawiedliwiéj i nie oskarżać go o nieszczęście, którego uniknąć nie mógł.
Ona nie była przyzwyczajoną do podobnéj mowy, bo spojrzała na mnie zjadliwemi oczami.
Czułem sam wprawdzie, że dyalektyka moja nie wyczerpywała wcale przedmiotu, że można jéj by-