Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 203.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ry lekkomyslnemi, jeśli nie złośliwemi, słowy ściągnął ją na siebie.
Panna spuściła głowę, niebardzo przekonana.
— Więc pan sądzisz, podchwyciła jéj matka z pewną trwogą, że przyjść może do pojedynku? Ze słów gwałtownych tych panów domyślałam się tego.
Nie mogłem powiedzieć tego co wiedziałem, zbyłem je więc zdawkowym frazesem, uspokoiłem ogólnikami i poszedłem daléj, przeklinając w duchu samego siebie, żem do nich sprowadził Gustawa i pomieszał dwa światy, które nie powinny były zetknąć się ze sobą.
Szczęściem zastałem w domu znajomego którego szukałem i obydwaj razem udaliśmy się do pana Narcyza, gdzie sekundanci Olesia oczekiwać nas mieli.
Narcyz, przejęty ważnością swego urzędu, przyjął nas z godnością i miną zastosowaną do okoliczności, z poza któréj przebijała radość źle skrywana, że wmieszany był w tę sprawę, którą z pewnością cały świat warszawski się zainteresuje, choćby tylko dla nazwiska pani Nasielskiéj; a przytém była w niéj drażniąca woń skandalu, tak ulubiona, tak nęcąca, że nawet skromnisie i dewotki zwabiać zwykła.
Pan Narcyz nie zdziwił się wcale, że ja stawa-