Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 160.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nować nad sobą, lękając się oczów ciekawych, lękając samego siebie.
Więc już i godzin kilku nie byłem w stanie wyżyć bez niéj. Namiętność szalona zwiększała się z dniem i z chwilą każdą.
Cóż daléj miało stać się zemną? Dokąd doprowadzić mnie ona mogła?
Daremnie było zastanawiać się nad tém. Wszak wiedziałem dobrze, iż położenie moje było bez wyjścia; trzeba mi było puścić się z prądem fal, chociażby na pewną zgubę, bo opiérać mu się nie miałem siły ni woli.
Nazajutrz znowu o zwykłéj godzinie byłem u pani Nasielskiéj, i znowu płynęły owe ciche wieczory, przepełniające pierś moję rozkoszą, i znowu długie dnie oddzielały mnie od nich. Dzień cały spędzałem jakby senny, wypełniając automatycznie obowiązki swoje, a myślą krążąc około jedynego przedmiotu, który dla mnie zapełniał świat cały.
Na pozór dzień każdy podobnym był do dnia poprzedniego i wieczory moje także niby jednostajnie upływały, a przecież w skarbnicy pamiątek chwila każda miała znaczenie inne. Zachowywałem w głębi serca każde jéj słowo, ruch, spojrzenie, każdy wyraz głębszy, a w ciszy i samotności wywoływałem w myśli jéj widmo, kładłem tajemniczy uśmiéch na jéj lice, błyskawicę w oko i trawi-