Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 126.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Oho, wyrzekł, od cztérech dni jak pan hrabia jest w Warszawie, bywa tutaj codzień, czasem nawet po dwa razy dziennie, i odjeżdża tak jak teraz.
— Więc pani przyjąć go nie chce?
— Pani nie zrobiła dla niego wyjątku, odparł stary, umyślnie czy przypadkiem prostując słowa moje.
Wzrok mój padł na Gustawa: brwi jego były ściągnięte, jakby słuchał niecierpliwie zapytań moich; surowe oczy jego zdawały się gromić mnie i badać, jakiém prawem śmiem je czynić.
Postępowanie jego całkiem było odmienne: kochał-li czy nie kochał pani Nasielskiéj, tego najbystrzejszy badacz nie umiałby dostrzedz, ale to pewna, że miał dla niéj cześć nieograniczoną, że może myślą nawet nie dotknął jéj stosunków i czynów.
Mimowolnie krew uderzyła mi do twarzy, jak gdyby on był w stanie wyczytać wszystkie wrażenia moje. Śledząc tajniki jéj życia, jam źle postępował; nadużywałem ufności kobiéty, która tak szlachetnie otworzyła dla mnie zamknięte wszystkim drzwi swego domu.
Weszliśmy razem do salonu. Pani Nasielska była w ogrodzie z dziećmi; siedziała w rodzaju altany, utworzonéj przez płaczący jesion, którego gałęzie pochylały się prawie do ziemi, dając cień po-