Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 115.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ludzkie, by się omylić na znaczeniu téj rozmowy. Były tam dwie istoty związane z sobą świętym węzłem krwi, jedna szlachetna, druga pospolita, i, jak zwykle bywa, istota szlachetna była ujarzmioną, zdeptaną i poświęconą przez drugą, dlatego jedynie, że nie umiała podejrzéć tych sercowych forteli, któremi obwikływano ją powoli, że każdą łzę miała za łzę prawdziwą i wierzyła że tak jak sama kocha, kochaną być powinna.
Gustaw wyraźnie nie wchodził w to, jaką była matka jego; wiedział że był jéj jedyną podporą, nadzieją i pozwalał jéj wbijać szpilki w serce swoje bezkarnie, bo nie przypuszczał nigdy, by ona wiedziała co czyni. Ale jam patrzył na ten stosunek trzeźwém okiem.
Teraz on błagał ją o cierpliwość, nie domyślając się nawet, że jemu prędzéj daleko zbraknąć jéj mogło. Widać jednak obecnie w plany matki jego nie wchodziła cierpliwość, bo odezwała się cierpko:
— Łatwo to mówić, ale nim dobre chwile nastaną, rosa oczy wyjé.
— Wfięc cóż mam czynić, matko? powiédz wyraźnie czego żądasz odemnie?
Gdy to wymówił, usłyszałem poruszenie krzesła. Widać zrozumiał, że daremnie teraz kusiłby się pracować i porzucił miejsce swoje.
Zapewne téż do tego rezultatu zmierzała matka