Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dną; każde spojrzenie odkrywało mi w niéj rys jakiś, niedostrzeżony dotąd.
Siedziała teraz niedbale pochylona w fotelu, bawiąc się bronzowym nożykiem, który trzymała w ręku. Myśl jéj widać odbiegła od obecnéj chwili i zdawała się tonąć w przeszłości lub przyszłości. O czém ona myślała? Pojęcia jéj tak różne były od tych, jakie mają zazwyczaj piękne kobiéty, żem nie śmiał nawet nic odgadywać.
— Masz pani dobrego nauczyciela, wyrzeklem, oglądając się za wyszłym Gustawem, jak gdyby on tylko był przedmiotem zajęcia mego.
Spojrzała na mnie z rodzajem zdziwienia; wyraźnie nie trafiłem w przedmiot jéj myśli.
— Tak, odrzekła po chwili, jest to dobry, zacny i sumienny chłopiec.
To było wszystko, co o nim powiedziała... Nie, ona go nie kochała. Nie mówi się w ten sposób o człowieku, któremu się oddało serce.
— Zkądże poznałaś go pani?
— Prawnik zajmujący się memi interesami zarekomendował mi go; sam zaś poznał pana Gustawa i jego matkę, wskutek zawiłych spraw, które pogrążyły tę rodzinę w nędzę prawie. Pan Gustaw utrzymuje teraz siebie i matkę z pracy własnéj. Pomyślałam że to dobry przykład dla moich sy-