Strona:PL Waleria Marrené-Nemezys 058.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

znać to uczucie bałwochwalczéj czci, jakiém mnie przejmowała? czyż rozumiałem w końcu sam siebie? Jak młodzik, poszedłem za popędem który kazał mi zbliżyć się do niéj, a nie miałem nic nawet na swoje usprawiedliwienie.
Rozmowa zawiązała się pomiędzy nami nadzwyczajnie pospolita. Chwaliliśmy maj, poranek i wiosnę, świéże powietrze i promienie słońca, jak przystało ludziom którzy zupełnie czém inném są zajęci; bo z pewnością ona rozmyślała nad grzecznym sposobem pozbycia się mego natrętnego towarzystwa, tak jak ja o tém, by jaknajdłużéj z nią pozostać.
Znalazłem się w położeniu, w którém należało koniecznie wyrzec jakieś słowo zdolne przełamać panujący między nami przymus, lub oddalić się w milczeniu, a jak na złość usta moje i myśli były skrępowane nową dla mnie trwogą i niepokojem. Czułem się nieśmiałym, może piérwszy raz w życiu. Ta kobiéta, tak dumna i nieprzystępna, odbiérała mi pewność siebie; czułem doskonale, że usiłowania moje były daremne i z rozpaczą niemal obejrzałem się w około, jakby szukając przedmiotu, o którybym mógł zahaczyć rwącą się rozmowę i nadać jéj zwrot bardziéj swobodny.
Szedłem obok niéj jedną z cienistych alei parku; dzieci wyprzedziły nas o kilkadziesiąt kroków, bie-