Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 475.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Anna zadrżała całem ciałem i zbliżyła się wolnym krokiem do zwłok męża, wyciągnęła rękę jak gdyby chciała zamknąć mu oczy; ale w tej chwili wzrok jej padł na resztę trucizny, którą Stanisław zapomniał usunąć.
— Zbrodnia! samobójstwo! — krzyknęła cofając się i przyciskając ręce do oczów.
Stanisław milczał, nie mógł, nie śmiał zaprzeczać w obec niezastygłego jeszcze trupa, okropnej prawdzie wyrzeczonej przez matkę.
— Tej zbrodni — zawołał wreszcie — my jesteśmy współwinni, nie umieliśmy odgadnąć jej ani uprzedzić.
Słowa te wydały jej się okrutne, zrzucały na nią odpowiedzialność za straszne złe spełnione, a jednak może w głębi ducha, sumienie przyznawało im słuszność. Zwróciła przestraszony wzrok na syna.
— Oh! — zawołała — czym nie modliła się za niego.
Stanisław potrząsnął głową.
— On potrzebował coś więcej, potrzebował miłości, zaufania.... nie znalazł jej w koło siebie.