Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 474.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śmierci, z otwartemi oczyma, przy nim stał Stanisław oniemiały z załamanemi rękami. Na stole rozlane były reszty trucizny, postawionej snadź niepewną ręką, i dopalała się świeca rzucając na przemian słabe i jaskrawe blaski na ten smutny obraz śmierci i rozpaczy.
— Cóż się tu stało — pytała Anna — nie mogąc objąć od razu okropności położenia.
Na ten głos syn zadrżał, rzucił się ku niej, ale już było za późno. Herknerowa spostrzegła męża, i stanęła jak wryta żegnając się pobożnie.
Nie podobna było odgadnąć tego co się działo w tym zamkniętym duchu. Dla niej był to grom wypadający z pogodnego nieba, bo oczy jej dotąd nie spostrzegały grożącej burzy. Więc stała blada, z zaciśniętemi ustami z których nie wychodziło ni pytanie ni skarga, patrząc na przemian w martwą twarz męża i w zmienione rozpaczą rysy syna.
— Matko chodź ztąd — zawołał wreszcie Stanisław, przerażony jej milczeniem, chwytając za ręce i usiłując wyprowadzić z pokoju.
Anna stała w miejscu, nie słuchając go, nie słysząc może, blada i nieruchoma.
— Matko on umarł, pozostaliśmy sami — szepnął syn, przyciskając jej dłonie do rozpalonego czoła.