Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 436.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto? — zawołała.
— Gdyby mi tylko pozostała na świecie twoja miłość, mógłbym być jeszcze szczęśliwym.
— Ależ to niepodobna Józefie — odezwała się ze śmiechem w głosie, jaki budziła w niej ta myśl sama.
— Ha! — szepnął z rozpaczą — ty nie kochasz mnie, ty nie kochałaś nigdy.
Uśmiechnęła się wyraźnie tym razem i rzucając się na fotel, wyrzekła z zupełną swobodą.
— Porzuć ten ton tragiczny Józiu, on się na nic nie przyda, pomówmy raczej rozsądnie. Byłeś zawsze dobrym dla mnie, dla czegóżbym nie miała być szczerą.
Słuchał ją z załamanemi rękoma z oczyma wlepionemi w nią jak w jasną tęczę.
— Posłuchaj — wyrzekła — czy sądzisz że jestem stworzona do oszczędności i pracy, do noszenia kluczy, do rachowania się z kucharką?
— O nie, z pewnością nie.
— Czy potrafiłabym usiedzieć sama na miejscu szyjąc lub łatając podartą bieliznę domową.
— Nie Teodoro.