Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 431.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie czekają zaprzężone, czas tak piękny, wiesz iż ten spacer ułożyliśmy wczoraj. I ciekawam na co ja tu jestem potrzebna. Może co trzeba podpisać?
— Nie pani, tutaj nie chodzi o podpis — zabrał głos Konrad przychodząc w pomoc Józefowi — mąż pani znajduje się w okropnem położeniu.
— Ty Józiu — szepnęła, nie pewna co ma uczynić.
— I pani jesteś tego przyczyną.
— Czy on upoważnił pana do powiedzenia mi tego? — spytała zrzucając na wpół maskę dziecinnej niewiadomości.
— Tak jest pani, prosił mnie bym wypowiedział to czego on nie ma odwagi wymówić.
Wsparła się łokciem o konsolę, ściągnęła ciemne brwi, i przez usta zaciśnięte gniewem, rzuciła mu to jedno syczące urywane słowo.
— Słucham.
Słowo to brzemienne było burzą, i przejęło Józefa dreszczem trwogi, ale Konrad niezrażony wcale mówił dalej:
— Mąż pani nie posiada majątku wystarczająco na życie, jakie prowadził dotąd.