Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 427.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żył, nie mógł spotkać się z podobnemi, one budziły w nim jakieś drzemiące echa dawnych zasad i uczuć, przynosiły z sobą orzeźwiającą woń przeszłości, trzeźwiły go z tej niezdrowej a upajającej atmosfery zbytku i rozkoszy, co zabijała w nim wszystkie szlachetniejsze pierwiastki.
— Niestety — zawołał wreszcie — na złe jakie spełniłem niema lekarstwa.
— Mylisz się Józefie, przyszłość przed tobą może być długą bardzo.
— Przyszłość — powtórzył gorączkowo — mówmy lepiej o obecnej chwili.
— Ja nie mogę wierzyć, by ojciec twój był nieubłaganym, jesteś jego jedynym synem, on kocha cię.
— Nadużyłem miłości jego, a zresztą wiem jakie postawi mi warunki....
— Przyjąć je musisz, jakiekolwiek by były, niemasz innego wyboru.
— Oh! ja przyjąłbym wszystko przyjąłbym z wdzięcznością, tylko....
— Tylko co?
— Tylko nie o mnie jednego chodzi, Teodora nie przystanie nigdy na zmianę życia, na powrót