Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 419.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzieć się mogła, włosy prawie powstawały mu na głowie.
— Idź, Teodoro — odparł smutnie głosem w którem dźwięczało ostateczne zniechęcenie, idź ubieraj się — a ładnie — dodał ze słabym uśmiechem, wymuszonym gwałtem dla jej uspokojenia.
Nie dała sobie tego dwa razy powtórzyć, i wesoło wybiegła z pokoju. Mężczyzni zostali sami. Chwilę trwało milczenie, wreszcie Józef pochwycił gorączkowo za ramię prawnika, i patrząc bystro w oczy jego, zapytał:
— Z czem przychodzisz? co ty wiesz?
— Wszystko — odparł zwolna Konrad.
— Wszystko — jęknął Józef przerażony brzmieniem tego wyrazu, tak strasznego dla winowajców, nie rozumiejąc jednak całej jego rozciągłości.
— Wszystko — powtórzył adwokat — przychodzę od Walnerowej, a ona wie że jest oszukaną.
Palący rumieniec wstydu, wystąpił na czoło Józefa i zeszedł szybko zostawiając po sobie bladość śmiertelną.
Nie tłómaczył się ani probował uniewinniać, miał dość poczucia uczciwości, by wiedzieć iż czy-