Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 408.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, widziałeś i ostrzegałeś, nie mogę mieć do ciebie pretensyi tylko do samej siebie; ale cóż ztąd, oni mnie zgubili.
Mówiąc to załamywała swe kościste ręce, trzęsąc głową cała wzburzona.
— Siadaj moja babciu — wyrzekł adwokat — i opowiedz jak się stało.
— Więc ty nic nie wiesz na prawdę?
— Nic, daję ci słowo — odparł dumnie — nie wypadało mi więcej dowiadywać się od obcych o twoje interesa.
— Otóż to nieszczęście — zawołała stara kobieta — otumanili mnie na nic jakeś się odsunął.
— Przyznaj babciu sama, iż nie mogłem inaczej uczynić.
— Tak, tak, wy młodzi macie swoją ambicyę, wiem o tem. Ale tymczasem ja wpadłam w śliczne ręce. Jak zaczęli mnie namawiać i namawiać, tak oddałam cały kapitał Józefowi Sumskiemu.
— Józefowi Sumskiemu — powtórzył Konrad — czy temu co się niedawno ożenił?
— A temu, czy znasz go?
— To mój szkolny kolega, i ty babciu pożyczyłaś mu twoją summę?