trast z dziecinnemi wyrażeniami, i świadczący że nie prosta ciekawość przywiodła ją tutaj.
— Masz prośbę do mnie — wyrzekła, biorąc ją za rękę i sadzając obok siebie na kanapce — powiedz mi czego żądasz?
Jej łagodne obejście, budziło ufność Ksawery, której nikt nigdy w ten sposób nie zapytał o potrzeby i pragnienia.
— Może to źle — szepnęła — że ja tutaj przyszłam, ale byłam tak biedna, tak bardzo biedna, a mama mnie łajała, starsza siostra śmiała się ze mnie, przecież ja czułam dobrze, iż nie mają słuszności.
— Nie znam twojej matki i siostry, jednakże musiałaś czemś zasłużyć na ich połajanie. Czy byłaś nieposłuszną?
— O nie pani.
— Czy uczyniłaś co złego?
Wymowne oczy Ksawery zwróciły się na Kazimierę z wyraźnem zaprzeczeniem.
— O nie — powtórzyła ciszej — to nie było nic złego, ja tak sądzę przynajmniej, ale może ja sama nie wiem co mówię.
Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 309.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.