Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słabiej. Ale Teodora postanowiła nie zboczyć z żartobliwego tonu i nie zrozumieć tego głosu rozpaczy, dla tego odezwała się znowu.
— Rada jutro znaleść się musi, a teraz chodźmy spać, późno już.
— Teodoro, Teodoro nie żartuj, chwila ta jest stanowczą.
Ale wołał na próżno, ona nie słuchała go więcej, wzięła świecznik ze stołu i kierowała się do swego pokoju nie oglądając się nawet.
Józef poskoczył za nią i zatrzymał gwałtem na progu.
— A gdyby, szepnął gorączkowo, rada nie znalazła się jutro, gdyby pozostało mi zaledwie w kieszeni o czem powrócić na wieś Teodoro.
Patrzał w jej oczy z nadzieją i trwogą niewypowiedzianą.
Kobieta obrzuciła go lodowatem spojrzeniem.
— To być nie może, wyrzekła sucho.
— Być może, jest, mówił zaledwie słyszalnym głosem.
Rozpacz jego zniweczyła dyplomacyę Teodory, położenie zarysowało się wyraźnie w jej oczach.