Strona:PL Waleria Marrené-Mężowie i żony 057.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ca i ośmiela uśmiechem, tutaj jednak pani Horyłło nie porzucała roboty i tylko czasem zwracała znużony wzrok na igraszki dzieci, częściej nierównie spoglądała na łóżeczko gdzie leżała średnia córeczka, chora zapewne bo słychać było w pokoju jej ciężki oddech, przerywany niekiedy kaszlem.
Pan Leonard nie zwrócił wcale na to uwagi, poklepał po twarzy najstarszą dziewczynkę Michasię i na tem skończyły się objawy jego rodzicielskiej czułości; prawda też że Michasia przyjęła je bardzo zimno.
— Na honor — odezwał się nowo przybyły — osobliwie mnie tu witacie, dzieci się mnie boją, patrzą na mnie jak na raroga.
Żona podniosła głowę, popatrzyła przez chwilę na męża szklannemi oczyma, wargi jej zadrgały, ale nie powiedziała nic.
— Cóż, czyś oniemiała Tereska — krzyknął mąż zniecierpliwiony.
— Natalka chora, mów ciszej — wyrzekła wówczas pokazując mu śpiącą córkę.
— Chora, wielka rzecz, dzieci zawsze chorują, zwłaszcza gdy mają tak niedołężną matkę jak ty.