Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 173.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

winien człowiek każdy, co na nas spojrzał, winno społeczeństwo całe, a nadewszystko winnemi były serca nasze. W tej chwili nienawidziłem samego siebie; byłbym dał życie, by ta miłość, całe szczęście, moje, nie zrodziła się nigdy w piersi Anielki; przeklinałem chwilę wyznania i chwilę każdą doznanej słodyczy.
Władysław słuchał dzikich urywanych słów moich z pewnem przerażeniem człowieka, który ze ścisłej drogi obowiązków nie zboczył nigdy, którego nigdy nie uniosły namiętności z utartych szlaków, co nie zaznał ani palących walk, ani strasznych rozdroży życia. On nie mógł mnie potępić stanowczo, a jednak nie był w stanie pojąć dokładnie wszystkich odcieni mego położenia, on co zostawał w zgodzie sam z sobą i społeczeństwem. Przecież on cierpiał także, tylko inaczej, spokojniej, do jego cierpienia nie mieszały się przynajmniej wyrzuty sumienia. On kochał ją zawsze jednako, choć bez wzajemności i nadziei; serce jego szlachetne tem silniej przywiązywało się do niej, że życie uciekało z jej wątłej piersi pod naciskiem bólu, że była opuszczoną, spotwarzoną i konającą.
W tej chwili odstąpić mnie nie mógł, bo ja więcej jeszcze niż Anielka potrzebowałem go: byłem w stanie rozpaczy i szału, jakiego żadne słowo oddać nie jest w stanie; dzikie myśli poczęły snuć mi się po mózgu, jak krwiste plamy w oku. Tak przebyłem tę noc; nie śmiałem wejść do pokoju Anielki: ona cierpiała, konała może przezemnie, a ja nie miałem nawet prawa czuwać nad nią, musiałem zosta-