Strona:PL Waleria Marrené-Mąż Leonory 152.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miała słuszność; twarz jej wychudła, zapadłe oczy aż nadto świadczyły o tem.
— Ty byłaś chorą Anielko! zawołałem czując w moich rękach jej puls gorączkowy.
— To nic, odparła; zapomniałam o wszystkiem w chwili gdym cię ujrzała.
— Aleś była chorą? powiedz mi prawdę! wołałem coraz bardziej przerażony.
— Trochę, odrzekła niedbale; doktór przywiózł mi nawet jakieś lekarstwo i kazał brać koniecznie, ale to minęło już, przeszło. Ale ty nie pojedziesz już więcej? dodała patrząc mi w oczy błagalnie.
Cóż odpowiedzieć mogłem? Przycisnąłem do ust jej ręce, jej włosy, i pytałem samego siebie, czy ta nieporównana dziewicza miłość dana mi była na mękę, czy na rozkosz życia? Pytałem siebie, czem zasłużyć na nią mogłem i stać się jej godnym?
— Anielko, Anielko! wyrzekłem tylko: nie przywodź mnie do szaleństwa; zanadto szczęścia dla mnie być tak kochanym.
— Czyż nie dość cierpiałeś jeszcze, Kazimierzu? odparła. Ja chciałabym cię kochać za wszystkich, co cię ukochać nie umieli, za świat cały, co ci dokuczył, za tych, co ci tyle złego uczynili; zdaje mi się, żem na to tylko stworzona, by cię kochać i kochać jeszcze.
Słuchałem jej upojony; zdawała mi się przetworzoną przez te kilka tygodni nieobecności mojej; tęsknota i miłość wyrobiły ją na kobietę, nadały nawet jej twarzy piętno dojrzałości, uczyniły ją pięk-